Recenzja filmu

Gayuma (2011)
Alvin Yapan

Tristan i Izolda z wysp zachodniego Pacyfiku

Zrealizowany całkowicie po amatorsku debiut Alvina Yapana może drażnić niedopracowanymi ujęciami i zbyt długimi scenami, jednak wątek  rekonstrukcji miłości śledzi się z zaciekawieniem.
Mimo że iberoamerykański realizm magiczny z czołowymi jego literackimi guru – Julio Cortázarem i Gabrielem Garcíą Márquezem – przyjął się na gruncie zachodniej kultury świetnie, jego odmiany z innych zakątków świata nadal stanowić mogą wyzwanie dla odbiorców. Trzeba uzbroić się w cierpliwość, przygotować na to, że główną materię budującą obraz czy tekst, stanowią ludowe obrzędy i wierzenia niemające z logiką wiele wspólnego. Pełne rozszyfrowanie znaczenia wymaga dużej percepcyjnej otwartości.
"Gayuma" zaczyna się jak osobliwy, skąpany w gorących promieniach słonecznych horror – dusza zmarłego staruszka nie chce opuścić ciała i nawiedza członków jego rodziny. Komunikując się za pośrednictwem figurki małego Jezusa, udziela rad, przestrzega przed niebezpieczeństwem, kusi obietnicami lepszego życia. Inaczej jednak niż w amerykańskich horrorach ludzie nie są tym dziwnym faktem aż tak bardzo zszokowani, szybko udaje im się tę niewiadomą włączyć do równań codziennej, zwyczajnej egzystencji.

Długa ekspozycja doskonale obrazuje, jak chrześcijaństwo zaszczepione na nowym gruncie łączy się z lokalnymi wierzeniami, tworząc niezwykle barwny kulturowy krajobraz, znany już chociażby z filmów Claudii Llosy, przede wszystkim z "Madeinusy". Nie ma w tej rzeczywistości wyraźnego rozgraniczenia między tym, co zewnętrzne, i tym, co mentalne. Osobliwe zjawiska nie są po prostu metaforą odsyłającą do innego porządku, bo dla małych społeczności żyjących na Filipinach przeżycia religijne są dużo bardziej namacalne, mniej symboliczne niż chrześcijaństwo kultury zachodniej. Magia towarzyszy tu ludziom na każdym kroku, jest środkiem ekspresji, tworzącym pomost między fizyczną powłoką i ludzkim wnętrzem.

Historia miłosna rozpoczyna się, gdy młody chłopak korzystając z rady nieboszczyka, sporządza tytułowa gayumę – tradycyjny magiczny napój, który ma pomóc zdobyć przychylność ukochanej dziewczyny. Gdy czary zadziałają, bohatera dotkną przykre konsekwencje całego przedsięwzięcia, bo – o czym zapomniał nadmienić zmarły staruszek – "duchy za swą pomoc karzą sobie słono płacić". Aby uratować chłopaka, zauroczona za sprawą gayumy dziewczyna musi odprawić ciężki rytuał. Zrealizowany całkowicie po amatorsku debiut Alvina Yapana może drażnić niedopracowanymi ujęciami i zbyt długimi scenami, jednak wątek rekonstrukcji miłości śledzi się z zaciekawieniem. Fakt, że uczucie, które zazwyczaj jest kwestią przypadku, niezrozumiałego impulsu, w miarę upływu czasu może urosnąć do rangi najważniejszej sprawy na świecie, jest – zdaje się mówić reżyser – dużo większym cudem niż bezcielesna dusza błąkająca się po świecie.
1 10
Moja ocena:
5
Absolwentka filozofii i polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka III miejsca w konkursie im. Krzysztofa Mętraka dla młodych krytyków filmowych (2011). Pisze o filmach do portali... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones